Szłam lasem. Razem z Lio. Miałam ochotę na hot - doga. Nazwa nie zbyt mi imponowała (tłumaczenie: gorący pies), ale Lio mnie namówił. Powiedział, że miejskie jedzenie jest pyszne. I że on stawia. To, że on stawia, znaczy, że on kradnie, a ja odwracam uwagę sprzedawcy. Było trochę chłodno. Najchętniej byłabym teraz w Szanionie, przy ognisku. Z Lio mamy taki taki układ: on poluje a ja przyszykowuję jedzenie (tzn. smażę nad ogniskiem itp.). Dochodzimy już do miasta. Lio ma obrożę, więc nikt nie będzie nas posądzał że jesteśmy bezpańscy. W końcu dotarliśmy. Coś mi się wbiło w łapę. Leciała mi krew. Przy stoisku z hot - dogami zaskamlałam i podniosłam do góry łapę. Sprzedawca dał mi całego hot - doga. Na serio był pyszny. Lio w tym czasie ukradł jeszcze dwa. Poszliśmy nad wodę. Był piękny zachód słońca. Tam usiedliśmy i zjedliśmy nasze hot - dogi.
Lio dokończ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz